20 grudnia, 2018


To ujęcie powtarzałem kilkanaście razy, co w dużym stopniu przyczyniło się do zadania pytania, co ja tutaj w ogóle robię? Ulica Lucerny w Warszawie, około godziny przed zachodem słońca, czyli trochę po czternastej, delikatny mróz, lekki opad śniegu, czego oczywiście nie widać. Po pierwszym strzale postanowiłem urozmaicić smutny szary kadr, rozmyciem na pierwszym planie. Pomyślałem, że idealnym kolorem do tego celu będzie ostra czerwień, która w jakimś stopniu koresponduje z niebem, ale czerwonych aut w tej okolicy jak na lekarstwo. Przejeżdżały różne najczęściej szare, białe i czarne, co w ogóle mnie nie satysfakcjonowało, finalnie czerwonych doliczyłem się trzech. Ponieważ nie używam wężyka spustowego, sekwencja robienia zdjęcia zaczyna się od wstępnego podniesienia lustra, po czym po dwóch sekundach migawka jest wyzwalana. Pierwsze czerwone auto wyjechało mi z kadru nie zostawiając najmniejszego śladu, drugie można zaobserwować powyżej (od pełni szczęścia dzieliły mnie ułamki sekundy), trzecie nie było jaskrawe. Ten kościół równie ładnie komponuję się na tle niebieskiego nieba, może kiedyś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz